Lizbona 2012 – byłem – zobaczyłem – poległem – wróciłem

12 grudnia 2012 Nasze starty  4 komentarze

1. Jeśli, ktoś zacznie narzekać na organizację zawodów w Polsce -” ten dostanie w ryj  :)))  (wężykiem, wężykiem)”.  Na Portugalię – można narzekać.

Poniżej moje plusy i minusy:
– 280 PLN wpisowe – za to dostałem koszulkę techniczną na wejście, drugą na mecie i medal. Do tego woda, jabłko i czekoladka na mecie. Cosik mało.
– Na trasie były wodopoje co 5km, ale tylko na 3-ech z nich były izotoniki, a na 2-óch banany i pomarańcze.
– Toi-Toi było 5 (słownie: pięć!), do tego parę kibelków na stadionie, ale kolejki ogromne. Widziałem po 1-nym Toi-toiu na strefach zmian sztafet, pewnie kilka było na półmetku – ludzie jednak olewali Lizbonę gdzie popadnie.
– Pasta-party  –  pięć stolików ogrodowych i jeden gar – ale nie zaglądałem do niego 🙂
– Targi przed maratonem – widziałem lepsze w Kobylinie – tam były 3 stoiska z odzieżą, tu nawet tyle nie było.
– Razem z maratonem puścili sztafety, a po 1.30h z połowy trasy wystartował półmaraton (akurat wtedy tam byłem) – chaos nieprzeciętny. Co chwila wyprzedzali mnie ludzie i nie wiedziałem, czy to uczestnicy sztafet czy też półmaratończycy. Nic tak nie dołuje biegacza jak wyprzedający zawodnicy.
– Meta na stadionie o wielkości  Gryfa Słupsk na Zielonej (no, trochę był ładniejszy).
– Brak wyników w pdf-ie

+ Fajna temperatura. Na starcie +7 potem wzrosła do +14 stopni
+ Trasa wiodła przez centrum, nad rzeką i koło stadionu Benfiki – było na co popatrzeć.
+ Mimo zakazów, pełno ludzi towarzyszyło biegaczom na rowerach. Widziałem też ludzi biegnących bez numerów – na szczęście nikt ich nie zdejmował – mi nie przeszkadzali.
2. Lizbona jest piękna – porównywalna z Paryżem, Barceloną czy Pragą. Wielka starówka, fenomenalny most, a wrażenia z przejażdżki 100-letnim tramwajem numer 28 są tak wielkie, że musiałem to zrobić 4 razy 🙂  Żarcie proste, ale wspaniałe – króluje dorsz i ziemniaki, pewnie wszystkim Polakom smakuje 🙂  Łatwo się rozerwać – co chwila „koniki” proponują – „hasz? marihuana?”
3. Niestety dla mnie to był wyjazd nieudany:
– na ostatnim treningu w Słupsku naciągnąłem mięsień łydki ,
– odwołali mi samolot bezpośredni, przez co podróż wydłużyła się z planowanych 4-ech do ponad 13-stu godzin  – no i rozchorowałem się w tym samolocie.
– zaplanowałem sobie 3 koncerty – ale poszedłem tylko na jeden, a ze względu na chorobę  i niewygodne kościelne ławki wytrzymałem tylko 2 utwory
– na trasie maratonu łapały mnie kurcze, a myślałem że to będzie relaks 🙂
– miałem zamiar pokonać maraton w czasie poniżej 3h, a wyszło 3.12
– kawę piłem, ale poprzez katar nie czułem smaku (ale w oczy szczypała:) )
Przez te nieszczęścia będę pewnie żył tylko 95lat, zamiast 100.
Na szczęście jestem już w domu i mogę sobie ponarzekać.

4 comments to Lizbona 2012 – byłem – zobaczyłem – poległem – wróciłem

  • Johnny STOPA Janek says:

    Może w Lizbonie potrzebują zdolnych organizatorów ze Stopy? Zaintrygowały mnie te koncerty. Muzyka organowa?

  • nijagi says:

    Gratuluję debiutu w Maratonie.
    Mimo nie osiągniętego celu wyniku zazdrości CI kilka tysięcy polskich Maratończyków. (miedzy nimi JA!! )

  • Slawek says:

    Nie muzyka organowa, lecz kameralny koncert smyczkowy – Vivaldi, Bach i inni. Taka muzyka znacznie zwiększa pułap tlenowy 🙂

  • karola says:

    Sławek bez narzekania – to jak ryba bez wody 🙂 Pomimo tylu trudnosci to i tak bardzo dobry wynik,jesteśmy z Ciebie dumni.

Leave a reply