Energa XIX Maraton

17 sierpnia 2013 Nasze starty  No comments

Mija rok czasu od kiedy jestem biegaczem, więc trzy miesiące temu podjąłem decyzję o zmierzeniu się z królewskim dystansem biegów długodystansowych. Mimo złych wypowiedzi kolegów na temat „Maratonu Solidarności” postanowiłem, że to właśnie w Trójmieście będzie mój debiut. 

Choć okres przygotowań do maratonu nie zawsze przebiegał zgodnie z założonym planem („wszystko pod to Twoje bieganie”, ale wiadomo – rodzina najważniejsza) uważam, że fundament do maratonu był dość solidny. 

Do Gdyni, bo tam był start biegu, dotarłem wieczorem dzień prędzej. Dzięki życzliwości znajomego mogłem dobrze się wyspać, a rano spacerkiem udać się do biura zawodów. Po błyskawicznym obsłużeniu przejrzałem pakiet startowy, a tam m.in. dezodorant i koszulka techniczna od głównego sponsora, żel energetyczny a także maści przed i po wysiłku. Ok godz. 9:15 zdałem depozyt do autobusu ZKM, który odjechał na metę, a ja przystąpiłem do rozgrzewki. Dobija godz. 10:00, stoję na starcie czekając na odliczanie, a tu nagle wystrzał startera – no dobra… poszli! Trasa posiadająca atest IAAF i PZLA przebiegała głównymi ulicami Gdyni, Sopotu i Gdańska a na Westerplatte nawracała z powrotem na starówkę w Gdańsku. Większość trasy pokonałem w zakładanym tempie. Po 28 km miałem podkręcić nieco tempo, ale nagle  skurcz „uszczypnął” mnie w łydkę, aż podskoczyłem wydając dziki okrzyk. Tego jeszcze nigdy nie przeżyłem i miałem nadzieję, że to jednorazowy incydent mojego organizmu. Myliłem się.  Skurcze powracały i nie tylko w łydkach, ale też w czworogłowych i dwugłowych mięśniach uda. Tak z wykrzywioną gębą dotarłem do mety z czasem netto 3:30:09. Dopiero w trakcie masażu rozpromieniałem i nie wiem czy powiedziałem to na głos czy tylko w myślach 🙂 „Masło, zostałeś Maratończykiem!”.

Teraz mogę się przyznać do moich założeń na maraton. Do każdego biegu podchodzę tak –  wyczynem jest ukończyć bieg. Ale z każdym tygodniem treningowym apetyt się zaostrzał. Najpierw na poniżej 4:00, potem na 3:45, dalej 3:30, aż w końcu rozłożyłem czas na 3:20. Podsumowując: tlenowo byłem przygotowany bardzo dobrze, ale ze skurczami już sobie nie poradziłem. Nie wiem czy to wina złego odżywiania, za mało minerałów, a może olewanie skipów. Mimo wszystko jestem mega zadowolony. Na koniec pochwalę organizatorów za super wolontariuszy co dawało szybką obsługę, dobre zabezpieczenie trasy, zabezpieczenie medyczne i punktów odżywczych, za relaksujący masaż i dobrą grochówkę. Pochwalić należy również mieszkańców Trójmiasta za niesamowity doping pokrywkami i garnkami mocy :-), gwizdkami, trąbkami i dobrym słowem.

Mateusz

Leave a reply