41 Berlin Maraton

2 października 2014 Nasze starty  No comments

Sobota 4:00 – pobudka!! To już za chwilę wyjeżdżam na swój czwarty, ale za to najbardziej oczekiwany maraton  Szybkie śniadanko, prysznic, kawka i można wyruszać w drogę. Miała ze mną pojechać liczna grupa kibiców, jednak z różnych przyczyn ostatecznie towarzyszyły mi trzy osoby, którym ogromnie dziękuję  Dziękuję również tym, którzy nie mogli być ze mną na trasie, jednak dodawali mi otuchy poprzez różnego rodzaju słowa wsparcia i uznania  Droga do Berlina minęła tak szybko, że ani się obejrzałem, a już zmierzaliśmy zatłoczonymi ulicami niemieckiej stolicy. Po załatwieniu tzw. Grune Plakette umożliwiającej legalne poruszanie się samochodem po centrum Berlina, ruszyliśmy na byłe lotnisko Tempelhof, na którym znajdowało się biuro zawodów. Po przejściu ogromnej ilości stoisk wypełnionych po brzegi przeróżnymi gadżetami cieszącymi oko biegaczy, w końcu znalazłem się w kolejce po numer startowy i mimo tysięcy zawodników znajdujących się wokół mnie, odebranie numeru zajęło mi dosłownie kilka minut.berlin2
Kolejnym punktem naszej wycieczki było odnalezienie hostelu, który zlokalizowany był prawie przy samym starcie niedzielnego maratonu. Okazało się, że znaczna liczba gości przebywających w tymże hostelu to uczestnicy maratonu, głównie Polacy. Po zakwaterowaniu postanowiłem przejść drogę do startu, aby następnego dnia nie tracić czasu na jego poszukiwanie. Przy okazji zwiedziliśmy kilka interesujących miejsc, po czym przyszedł czas na ostatni odpoczynek przed wielkim startem 
Na szczęście nie miałem problemów z zaśnięciem, a wczesna pobudka wcale nie była tak ciężka, jak mogłoby się wydawać. Na śniadanie zjadłem tylko jedną bułkę (pierwszy raz miałem tak mały apetyt przed startem) obficie posmarowaną dżemem borówkowym 😀 Jeszcze tylko ostatnie przygotowania stroju oraz wszystkich innych niezbędnych rzeczy i można było wyruszyć na start. Idąc ulicą z każdej strony widać i słychać było tysiące biegaczy podążających w jedną stronę – do startu 41. Maratonu Berlińskiego. Już wtedy poczułem tę niezwykłą atmosferę towarzyszącą każdym zawodom. Bez wątpienia tłumy zawodników różnych narodowości robiły ogromne wrażenie, jednak to co najważniejsze, było dopiero przede mną… Po krótkiej sesji zdjęciowej z moimi osobistymi kibicami oraz spotkaną pod Bramą Brandenburską liczną grupą nightrunners’ów z Poznania, przyszedł czas na wejście do miasteczka biegowego. Nie zdążyłem jeszcze przejść przez bramkę a już jeden z fotografów poprosił mnie o ustawienie się do zdjęcia, (każdy już od początku mógł poczuć się gwiazdą 😀 ).
berlin1Gdy pozostała mi godzina do startu, zacząłem nerwowo zastanawiać się, czy aby na pewno mam przy sobie wszystko, czego potrzebuję, która droga prowadzi do mojej strefy i czy w ogóle jestem już na to wszystko gotowy  Podążając za tłumem, o 8:30 znalazłem się w swojej strefie – strefie F. U wszystkich można było zauważyć jednocześnie lekkie zdenerwowanie, jak i podekscytowanie. Otaczało mnie 40 tys. ludzi pochodzących niemalże z każdego zakątka świata, a tak naprawdę wszyscy wyglądali jak jedna wielka rodzina  O 8:45 wystartowali zawodnicy znajdujący się w strefach A – E. Moja strefa wyruszyła 10 minut później. Ostatnie odliczanie 10,9,8… i ruszyyyyli. Początkowe kilometry, minęły bardzo szybko. Każdy kraj miał swoich kibiców, którzy za wszelką cenę próbowali być głośniejsi niż wszyscy pozostali, w związku z czym cały tłum biegaczy przemierzał poszczególne kilometry w niezwykłej atmosferze. Na 7 km minąłem swoją grupę kibiców, którą mimo tego że nie zauważyłem, doskonale usłyszałem, gdy zgodnie zawołali: „Jacek, biegnij!”  Krótko potem dogoniło mnie dwóch Polaków, krzyczących w zabawnym tonie : „Jacek uspokój się, zwolnij i zostaw siłę na końcówkę!” (teraz jak sobie o tym pomyślę, to dochodzę do wniosku, że właściwie mieli rację i że mogłem ich wtedy posłuchać :D) W połowie dystansu, gdy spojrzałem na zegarek i zobaczyłem czas 1:38:02, pierwsze, co przyszło mi do głowy to: „Chyba troszeczkę przesadziłem”, jednak mimo wszystko czułem się znakomicie. Na 25 km towarzyszyło mi niesamowite uczucie lekkości, ale na kolejnych kilometrach nie było już tak różowo 😛 Czułem, że nadchodzi najgorsze, że problem związany z kolanami jednak powraca, a zbyt szybkie tempo, które narzuciłem sobie w pierwszej części biegu sprawia, że nie jestem już w stanie biec tak, jakbym tego chciał. Ale nie mogłem się przecież poddać  Mimo tego, że zwolniłem, starałem się utrzymywać równe tempo biegu. Na kolejnych kilometrach trasy niestety ponownie zaczął mi dokuczać ból kolan, w związku z czym musiałem sobie zrobić trzy przymusowe przerwy na rozciąganie (chociaż w sumie nie wiem czy to one mi pomagały, czy może tylko to sobie wmawiałem). W rezultacie troszkę pokuśtykałem i w końcu znalazłem się na ostatniej prostej, w oddali dostrzegając Bramę Brandenburską, przez którą miałem przebiec przed samą metą. Jakże miłą niespodzianką był okrzyk spikera, od którego w momencie mijania usłyszałem entuzjastyczne: „Polska!” Przemierzając ostatnie metry maratonu, usilnie wypatrywałem swoich kibiców, którzy zgodnie z wcześniejszą umową mieli przekazać mi przed metą flagę, abym z dumą mógł reprezentować swój kraj  Gdy w końcu wśród tłumu innych kibiców udało mi się ich odnaleźć, podbiegłem ostatkiem sił do barierek, chwyciłem w mgnieniu oka przygotowaną flagę i ruszyłem na upragnioną metę. Od tego momentu pozostało mi jedynie i aż 0,5 km. W myślach mówiłem sobie, że to już końcówka, że dam radę i pokonam wszelkie przeciwności, które mnie spotkały na trasie. Wbiegłem szczęśliwy na metę, trzymając jedną ręką numer startowy (który niestety stopniowo odczepiał mi się w trakcie całego biegu), a drugą dumnie trzymając flagę. Kiedy już udało mi się złapać głębszy oddech, uświadomiłem sobie, że właśnie osiągnąłem swój cel, mianowicie złamałem 3:30 !  Biorąc pod uwagę fakt, iż przed startem moim marzeniem było przebiegnięcie trasy w czasie 3:20, a głównym celem przełamanie bariery czasowej 3:30, ostateczny czas 3:28:44, uważam za satysfakcjonujący 
Ponadto, warto dodać, że brałem udział w maratonie, w którym padł rekord świata (swoją drogą , ciekawe na jak długo..  ) Wyciągając wnioski, mogę jedynie dodać, że uświadomiłem sobie, że z pewnością jest jeszcze kilka rzeczy, nad którymi musze popracować, ale jednocześnie uwierzyłem, że mam szansę na osiąganie lepszych wyników  Póki co muszę trochę odpocząć, a potem czas pokaże… 
Ps. Dziękuje wszystkim, którzy mnie tak bardzo wspierali  Dziękuję za wszelkie miłe słowa, które usłyszałem zarówno przed, w trakcie, jak i po maratonie, za prowadzenie relacji na żywo na facebook’u, za gratulacje, doping i wiarę w moje możliwości 

Jacek

Leave a reply