-
TCS Amsterdam Marathon 2013
22 października 2013 Nasze starty
-
I Amsterdam!
Ale po kolei.
Maraton w Amsterdamie, to maraton z historią. Start i meta na Stadionie Olimpijskim, tym samym, na którym 5 sierpnia 1928 Boughèra Mohamed El Ouafi wygrał maraton podczas igrzysk olimpijskich, kończąc dystans w 2.32.57. Prawda, że wymarzone miejsce na debiut?
W Amsterdamie zameldowaliśmy się w piątek po 2 godzinach lotu. Wprost z lotniska udaliśmy się po odbiór pakietów startowych zwiedzając przy okazji Expo, na którym producenci sportowego sprzętu oferowali biegaczom czego tylko dusza zapragnie. Wszystko sprawnie, szybko i bez problemów. Organizacja wzorowa, brak kolejek, setki wolontariuszy służących pomocą.
Potem popołudniowy spacer po mieście. Mieliśmy wspaniałego przewodnika (moją córkę), która mieszka, studiuje i pracuje w kraju tulipanów.
W sobotę kolejny dzień spędzony aktywnie. Jarek z Izą udali się na ściankę wspinaczkową a ja z dziećmi (junior pojechał z nami) w miasto. Kilka godzin spaceru pomiędzy kanałami, sklepikami i knajpkami zamiast biegowego rozruchu. Makaron z brokułami i tofu u Chińczyka zamiast pasta party. Na kolację wegański tajin, krótki sen i pobudka o 3.00 nad ranem.
W nocy padało i poranek był mglisty, pochmurny ale ciepły. Start wyznaczono na 9.30, przybyliśmy na miejsce godzinkę wcześniej. Pod drodze tłumy biegaczy z każdego zakątka świata wylewały się z autokarów, metra i samochodów zmierzając na stadion. W powietrzu czuć było zapach Voltarenu i innych maści.
Kilka fotek przed stadionem, nad którym dominował olimpijski znicz i weszliśmy na płytę do naszej strefy startowej.
Strzał startera dał sygnał do biegu, którego początek obserwowaliśmy na telebimie ustawionym na płycie boiska. Linię startu przekroczyliśmy po 15 minutach od wystrzału i rozpoczęła się walka.
Zamierzenia mieliśmy proste. Trzeci maraton Jarka i próba złamania 4 godzin i mój debiut z celem 4.20. Kontuzje pod koniec przygotowań (Jarek 10 dni bez biegania, tabletki ja podkręcona kostka)i masaże lecznicze, nie pomagały. Trasa miała zweryfikować wszystko.
Trasa, która słynie z prędkości i pozostawia niesamowite wrażenie.Jest na niej mnóstwo rzeczy, które warto zobaczyć w Amsterdamie, po drodze dopingują cię entuzjastycznie nastawieni mieszkańcy.
Biegliśmy przez Vondel Park, dziedziniec otwartego po kilkunastu latach muzeum „Rijksmuseum” i długi odcinek wzdłuż rzeki Amstel. Początkowe kilometry biegliśmy razem i od muzeum każdy z nas już swoim tempem docelowym.
Na punktach żywieniowych dostępne były woda, iso, banany i gąbki a pod 25km również żele. W czasie biegu wyszło słońce, które towarzyszyło nam do końca.
Obrane przeze mnie tempo było od początku lekko za szybkie, ale okoliczności, piękne okolice, pogoda zachęcały do takiego biegu. Postanowiłem je utrzymywać oczekując co przyniesie los. Ból jak to ból, zawsze coś boli. Czułem podkręconą kostkę, bolały ramiona, czasem jakiś mięsień ale w końcu to przecież maraton. Ma boleć. Najbardziej przeszkadzał mi skurczony żołądek, przez co nie miałem ochoty i nie mogłem jeść bananów (zjadłem dosłownie kilka kęsów). Pozostały mi sprawdzone wcześniej żele popijane wodą.
Do 35km zakładany czas wydawał się realny. Ale wiadomo, maraton zaczyna się po trzydziestcepiątce.
Na wodopoju (35km) poczułem jak tętno ostro idzie w górę i lekkie zawroty głowy. Odcięło nagle całą moc i co jakiś czas przechodziłem w marsz. Kibice skandujący po drodze twoje imię, leżący zawinięci w folię, dla których maraton skończył się przed metą, biegacze na skraju wyczerpania i sygnały karetek. 36,37,38 Janek dasz radę! I małe cele. Do następnego znaku, do następnego drzewa.
Na 40km doszły mnie „baloniki” pacemakerów biegnących na 4.30. To mnie zmobilizowało. Podczepiłem się pod dziewczyny dyktujące tempo. „We are almost there”
Tysiące ludzi przed stadionem i za chwilę na trybunach. 500 metrów, już widać znicz i bramę stadionu. Udało się! Nie ma sił na ostry finisz, ale jest ogromna radość.
Kim jestem? Jestem zwycięzcą! Jestem maratończykiem!Wilson Chebet 2h05m36s – rekor trasy
Jarek 4h02m51s – rekord życiowy
Janek 4h28m46s – rekord życiowy
p.s.
Dziękuję Jarkowi, mojemu największemu przyjacielowi, ojcu chrzestnemu mojej córki, dzięki któremu zapałałem chęcią biegania i dzięki któremu po wilelu dniach treningu mogłem ma mecie wznieść ręce w geście zwycięstwa.
Janek
6 comments to TCS Amsterdam Marathon 2013
Leave a reply
You must belogged in to post a comment..
STOPA zdobywa europejskie stolice. Póki co trzy (z tego co kojarzę), ale to dopiero początek 🙂 Jeśli los będzie łaskawy, w przyszłym roku Berlin.
Brawo! Gratuluję! Doskonałe miejsce na debiut i życiówkę 🙂
Jeśli Olek za rok Berlin, to ja za 2 lata Ateny 🙂
Jeśli Ty Ateny za 2 lata, to ja Londyn za 3 😛
To ja za 4 lata – PODGORICA !! W dodatku go wygram 🙂 🙂 🙂
Gratuluję i pozytywnie zazdroszczę. Za rok moja kolej. Jeszcze nie wiem gdzie, ale to kwestia drugorzędna.
Stay cool 🙂