I Półmaraton Wyspy Sobieszewskiej

1 lipca 2013 Nasze starty  3 komentarze

„Młody i głupi” tak w skrócie można określić mój start :D. Ale od początku . Brak treningu oraz kontuzja lewej nogi skłaniały się, aby w ogóle nie startować, ale oczywiście, że jestem mądrzejszy to pojechałem.

Wyjechałem ze Słupska ok. 11:00, a na miejscu byłem przed 13:30. Był to ostatni moment kiedy bez kolejki można było szybko odebrać pakiet. Miła obsługa przy wydawaniu pakietów oraz chipów, była chyba jednym z nielicznych plusów dla organizatorów, ale o minusach później. Dotarcie na start okazało się trudniejsze niż myślałem, bo zajęło mi wraz z kilkoma innymi biegaczami niecałą godzinę. No ale udało się. Do startu pozostawała ponad godzina, wiec wziąłem się za rozgrzewkę po której ból w lewej nodze wydawał się już tylko historia, ale jak się później okazało było kompletnie inaczej. Równo o 16:00 rozpocząłem swój czwarty polmaraton , ale pierwszy nie po asfalcie. Wielkim zaś zaskoczeniem był dla mnie fakt , że trasa wiedzie przez las ( wiedziałem ze ma być to ścieżka rowerowa ale nie taka, bo jak się okazało polowa trasy przebiegała po piachu i można było mieć wrażenie ze biegnie się po plaży , a druga polowa po płytach betowych typu jumbo , gdzie ciągle trzeba było uważać aby noga nie wpadła miedzy dziury).

P10704871

Jednak mimo tego przez pierwsze 8 km biegło mi się dobrze, szybko i na bardzo dobrym miejscu , ale nagle cos pękło i kontuzja dala o sobie znać, a od 12 km była to już walka tylko z tym aby doczłapać do mety i sam się zdziwiłem ze mimo tego czas był dość dobry jak na mój stan (1:41:53) i ostateczne miejsce 81 na 383 osób. Ale teraz wiem, ze trzeba słuchać rad innych i nie rwać się z motyka na słonce jak się nie ma odpowiedniego przygotowania i zdrowia w danym dniu.

Podsumowując odradzam wszystkim ten bieg , a to dlaczego. Przede wszystkim z tego powodu, że był to bardziej bieg przełajowy niż polmaraton, brak jakichkolwiek oznakowań kilometrów na trasie, jedynie biało czerwone taśmy , medal za taki dystans bez komentarza – małe kółeczko  na cieniutkiej szarfie, bon żywieniowy na zupę , która każdy zawodnik musiał sobie sam nalewać z ogromnego gara, a dwie Panie przy nim zajmowały się wyłącznie sprzedażą  placków, kiełbasek itp. , wiec jak ktoś chciał cos więcej musiał już zapłacić. Pytanie moje brzmi za co zapłaciłem 40 zł. wpisowego 😀

Na koniec uprzedzę  wasze komentarze i przyznam się bez bicia, mieliście rację, aby wybrać Korzybie.

Jacek G.

3 comments to I Półmaraton Wyspy Sobieszewskiej

  • Maslo says:

    1:41:53 to bardzo ładny czas tym bardziej, że bez przygotowania. Nie każdy Twój bieg musi być biciem rekordu 😉
    P.S. Nie to, żebym był tym z mądrzejszych 😀

  • Robert Robert says:

    kontuzja najlepszym nauczycielem jest! 🙂

  • OlekDanczak says:

    Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Przynajmniej nie czułeś smrodu palonej podeszwy Pawła 😛

Leave a reply