-
„Gorzki” TUT – Trójmiejski Ultra Track
27 lutego 2019 Nasze starty
-
Witam!
Chciałbym podzielić się z Wami moimi wrażeniami z TUT 68 km. ( Trójmiejski Ultra Truck). Najpierw jednak coś o mnie:
Rok temu zaczęła się moja przygoda z bieganiem, głównym motywem, dla którego podjąłem tę aktywność była zmiana nawyków, chęć utraty nadwagi oraz zerwanie z innymi nałogami. Bieganie stało się dla mnie przyjemnością, a moja dewiza brzmi: Powoli biegiem do celu.
W środowisku jestem znany lub mniej znany jako Paweł GO lub Gorzki 😊
17 lutego 2019 roku postanowiłem wziąć udział w biegu Ultra na dystansie 68km w ramach zawodów – TUT.
Zaczynamy zawody – na miejsce startu dostałem się SKM-ką, która wyjeżdżała z Gdańska Głównego o 5:30 rano. Na dworcu i podczas jazdy pociągiem czuć było atmosferę biegu, wszędzie znajdowali się biegacze, charakterystycznie ubrani, z plecakami biegowymi, niektórzy przebierali się już w pociągu. Wszyscy byli lekko nakręceni całą sytuacją. Każdy rozmawiał z każdym, jak by się znali od dłuższego czasu. Biegaczy przybywało, po wyjściu z pociągu nie musiałem się nikogo pytać, w którą stronę iść, zadziałał instynkt stadny i ruszyłem za tłumem. Na miejsce startu dotarłem około 6:20. Zdjąłem dresy oraz dodatkowa bluzę i oddałem do depozytu, który miał być dostarczony na metę. Wtedy zacząłem lekką rozgrzewkę.
Start był bardzo spektakularny, panował półmrok, a odpalone po odliczaniu czerwone race spowodowały jeszcze bardziej podsycenie atmosfery i dały niesamowity efekt, który na długo zapamiętam.
Na starcie poznałem Krzyśka z Koszalina, dla którego był to już drugi bieg na tym dystansie. Biegliśmy razem dość spory odcinek , rozmawiało się całkiem swobodnie.
Razem z Krzyśkiem chcieliśmy ukończyć ten bieg w osiem i pół godziny, co dla mnie debiutanta na takim dystansie było bardzo zadowalającym wynikiem. Pierwsze kilometry minęły bardzo szybko, choć było dość ciasno, ciągnęły się długie podbiegi, które wydawały się nie mieć końca. Później teren zrobił się bardziej urozmaicony i wtedy rozstaliśmy się z Krzyśkiem. Na jednym ze zbiegów trochę mnie poniosło i nie chciałem zwalniać, bo noga podawała. Około 20 km dogoniłem Pana Maćka i Asię K., którzy spokojnie dreptali, przyłączyłem się do nich i biegliśmy jakiś czas wspólnie. Z zainteresowaniem słuchałem opowieści bardziej doświadczonych biegaczy o różnych historiach związany z bieganiem oraz rad, których mi udzielili.
Najbardziej podobało mi się stwierdzenie o zawodach ultra iż „to konkurs jedzenia i picia”.
Po kilku wspólnych kilometrach Pan Maciek zwolnił z powodu narastających problemów z kolanem. Ja dalej utrzymywałem dość dobre tempo, które stale kontrolowała Asia. Do 34-35 km było wszystko ok. Wtedy właśnie pojawiły się pierwsze strzały w łydkach co spowodowało, że zatrzymałem się aby je rozciągnąć i tyle widziałem już naszą lokalną ultramaratonkę 😊 Po rozciąganiu ruszyłem dalej, zachowując już umiar w prędkości biegu.
Niespodzianką na trasie było spotkanie Miszcza ( Roberta S.) – STOPOWEGO kolegi, z którym przygotowywałem się do tego biegu. Miało to miejsce na wspólnym odcinku naszych tras, na moim 42km.
Spotkanie było krótkie z wiadomych przyczyn – tempo jakim biegł Robert nie pozwoliło mi na długą konwersację, widać było po nim że nie był to jego najlepszy dzień, mimo to biegł dość szybko. Wspólnie przebiegnięty odcinek pozwolił mi na rozruszanie się. To spowodowało powrót sił witalnych, otrzeźwienie, a z kolejnymi kilometrami skurcze w łydkach odpuściły.
Około 55 km spotkałem znajomą z młodszych lat – Renię S-B. z USB Ustka, która także startowała na szybkiej 40. Postanowiłem dogonić ją i chwilę porozmawiać, chwila ta trwała aż do mety, wspólnie przez te ostatnie dla nas kilometry wzajemnie się motywowaliśmy, gdyż bieg tak naprawdę dopiero się zaczął. Najpiękniejszą częścią były bardzo strome przewyższenia, na których u mnie nastąpił powrót skurczy w łydkach ☹ Walczyłem z nimi aż do mety. Trasa tylko odcinkami miała coś wspólnego z bieganiem. Chciało by się nazwać te góreczki ścianą płaczu, gdyż kąt podejścia naprawdę robił wrażenie, a o zbieganiu trudno było mówić. Nieumiejętne pochylenie się mogło doprowadzić do upadku więc przyjąłem taktykę dreptania z tych góreczek. Legendarne ostatnie 10 km, o których wszyscy mówili podczas biegu naprawdę zrobiło na mnie wrażenie. Do mety zbiegało się fantastycznie, leciałem niesiony odgłosami z daleka, które dodawały mi sił. Przez moment nawet nie myślałem o konsekwencjach takiego przyspieszenia, adrenalina która w ty momencie się uwolniła dała dodatkowego kopa aby finiszować na tym koronnym dystansie TUT.
W końcowym rezultacie dobiegłem godzinę przed oczekiwanym rezultatem czego się w ogóle nie spodziewałem przed tymi zawodami. Ogólnie imprezę oceniam bardzo pozytywnie od strony organizacyjnej i przygotowanej trasy, warto wspomnieć iż gościem specjalnym tegorocznego TUT-a był Marcin Świerc – zwycięzca zeszłorocznego ultramaratonu TDS w cyklu UTMB, który chętnie pozował do zdjęć, rozmawiał z zawodnikami i sam wraz z małżonką wziął udział w jednym z biegów (gruba 15).
To jest w tym amatorskim sporcie coś niespotykanego, poznawanie ludzi poprzez wspólne cele i osiągnięcia, nie spotkałem osoby która nie chciała by pomóc podczas biegu w momentach kiedy łapały mnie skurcze, życzliwość i chęć pomocy są bardzo widoczne podczas takich biegów.
Niesamowita atmosfera, przemili ludzie, których łączy wspólna pasja do biegów ultra, w których każdy obnaża swe słabości oraz pokazuje swoją siłę aby dotrzeć do celu.
Szczególne podziękowania dla osób z którymi spędziłem ten czas podczas biegu:
Krzysztofa z Koszalina, Asi K., Pana Maćka, Krzyśka z Torunia, Piotrka z Gdańska i Reni z Ustki
Paweł GorzkowskiW TUT udział wzięli:
TUT 68 km
Paweł Gorzkowski 07:39:49TUT 40 km
Robert Skorupski 04:06:47
Jacek Gierlach 04:32:15TUT 15 km
Aleksander Burzyński 01:43:39
Paweł Sadowski 01:45:05
Basia Litwin 01:51:40
Leave a reply
You must belogged in to post a comment..
Najnowsze komentarze